11 sty
|
Okiem modelki - relacja Iwony z Seulu
Azja to dla cudzoziemców kontynent bardzo egzotyczny. Chociaż łatwo można znaleźć książkę czy album o Japoni, o rzeczy „made in China” niestety też nie jest trudno, są jednak w Azji kraje, które na dobrą sprawę znamy tylko z nazwy i nic więcej o nich powiedzieć nie potrafimy. Dokładnie taka była moja wiedza o Korei Południowej, gdy wsiadałam do samolotu w Amsterdamie lecącego do Seulu. Chyba więcej mogłam powiedzieć o Korei Północnej z lekcji historii niż o państwie, do którego aktualnie zmierzałam na 2-miesięczny kontrakt. Opinie koleżanek z innych krajów na temat Korei były tak różne, że nie wiedziałam, co tak naprawdę mam myśleć.
Cieszyłam się więc, że poznam nowy kraj i kulturę, niekoniecznie jednak, że będzie to Korea. Wydawała mi się trochę nijaka. Zapewne dla politycznej poprawności wskazane by było, gdybym teraz napisała o solidnych przygotowaniach do tej dalekiej podróży, ale prawda jest taka, że chyba nie można było być mniej przygotowanym, niż ja w tamtej chwili. Pomiędzy wylotem do Seulu a przylotem z Francji miałam tylko 2 dni w domu [a tak naprawdę 1,5 biorąc pod uwagę 5-godzinne opóźnienie mojego samolotu z Paryża], co wystarczyło mi jedynie na zrobienie prania, sprawdzenie średnich temperatur w Korei na najbliższe miesiące i pożegnanie z rodziną. Dzień przed wylotem biegałam po krakowskich księgarniach w poszukiwaniu przewodnika po Seulu, żeby dowiedzieć się czegokolwiek, ale niestety były dostępne tylko na specjalne zamówienie. Wylądowałam więc w Korei i od razu poczułam się jak...w Japonii. A to dzięki dużej ilości japońskich turystów, których bardzo łatwo rozpoznać po różowych akcesoriach z Hello Kitty. Dzięki wcześniejszym otrzymanym instrukcjom, bez problemu wzięłam odpowiedni autobus i dostałam się do miasta. W Seulu czekała na mnie bookerka z mojej koreańskiej agencji, piękna pogoda i 8 castingów na dzień dobry. Po wielogodzinnej podróży nie ma się ochoty na żaden casting, ale trzeba szybko wziąć prysznic i spróbować ukryć zmęczenie pod makijażem. Już od mojego pierwszego dnia Seul i Koreańczycy zaczęli pozytywnie mnie zaskakiwać. Miasto okazało się bardzo ładne, spokojne i pełne dobrej energii. Koreańczycy z południa mówili świetnie po angielsku, byli bardzo wyluzowani, co ułatwiało kontakt i dobrze wpływało na samopoczucie. Castingi przebiegały płynnie, a w pracy byli bardzo profesjonalni. W Korei Południowej pracuje wielu utalentowanych fotografów. Robią zdjęcia porównywalne z tymi z europejskich stolic mody - ich prawdziwe pochodzenie zdradzają tylko koreańskie znaczki. To dlatego, że większość z nich kształciła się w Nowym Jorku. Ich angielski jest więc łatwy do zrozumienia i dzięki temu dobrze się z nimi współpracuje. Koreańskie agencje są bardzo dobrze zorganizowane, wożą modelki wszędzie agencyjnym autem, zarówno na castingi jak i do pracy, gdzie zawsze zostawała ze mną do końca jedna osoba. Ma się więc poczucie bezpieczeństwa i opieki ze strony agencji. Moje mieszkanie okazało się w pełni wyposażone, w pokoju znalazłam nawet przewodnik po Seulu w języku angielskim mojego ulubionego wydawnictwa Lonely Planet. Miasto posiada wiele atrakcji turystycznych, więc mogłam zaplanować coś ciekawego na każdy weekend. Razem ze współlokatorkami odkrywałyśmy różne dzielnice Seulu. Wszystko, czego nie zdążyłam kupić przed wyjazdem w Polsce, mogłam bez problemu znaleźć na miejscu. Okazało się, że Korea Południowa posiada wiele lokalnych marek ubrań i kosmetyków, które oferują produkty świetnej jakości w dobrych cenach. Mieszkańcy tego kraju uwielbiają modę, ubierają się więc bardzo modnie i z gustem. Wychodzi też wiele lokalnych magazynów modowych, jest więc duża szansa na zrobienie ciekawych edytoriali. Na castingach trzeba prezentować się na wysokich obcasach i w ubraniach dobrze dopasowanych. Warto poświęcić rano więcej czasu na makijaż i dobór rzeczy, bo castingi przebiegają szybko, wiec trzeba się wyróżnić by zostać zauważonym. W sklepach z pamiątkami można kupić wiele rzeczy z napisem „Seul. Soul of Asia” , ja jednak w ogóle nie czułam się tam jak w Azji. Seul to miasto bardzo międzynarodowe, spotkamy tam wielu Europejczyków. Jest dużo przeróżnych kawiarni, wyglądających bardzo europejsko, gdzie Koreańczycy śmieją się i trzymają za ręce, są zrelaksowani - czyli całkiem inni niż przeciętny Japończyk lub Chińczyk. Z jedzeniem w Korei też nie ma problemów. Oczywiście ciężko jest jeść to, co jemy zwykle w Polsce, bo wychodzi to dość drogo, a niektórych rzeczy w ogóle nie można kupić, ale lokalna kuchnia jest bardzo dobra i każdy znajdzie coś dla siebie. Głównym przysmakiem w Korei jest koreańskie barbecue - specjalnie przystosowane do tego przysmaku restauracje oferują grillowane mięso każdego rodzaju, a także grillowane owoce morza, ryby i warzywa. Nie poznałam na miejscu nikogo, kto nie oszalałby na punkcie koreańskiego barbecue, zwłaszcza że siedzenie większą grupą znajomych dookoła stołu i wspólne grillowanie to świetna zabawa. Są też inne dobre przysmaki takie jak kimpa czy bibimpap z ryżem i algami morskimi albo zupa z bulgogi. Znajdziemy też wiele tanich miejsc gdzie można zjeść wspaniałe sushi. Bardzo polubiłam Seul, zawiązałam tam też wiele przyjaźni. Wyjeżdżając wiedziałam, że będę tęsknić za moimi ulubionymi miejscami, atmosferą miasta i uprzejmością tubylców. Z punktu widzenia modelki można czerpać dużo przyjemności z pracy w Korei, istotne są też korzyści w postaci dobrych zdjęć.
Iwona@8fi Model Management Radzę wszystkim dziewczynom wybierającym się do Korei, to żeby co dzień czerpały przyjemność z pobytu w tym wspaniałym miejscu. Jeśli ktoś otrzymuje szansę wyjazdu od agencji to w żadnym razie nie powinien tej szansy przegapić. Ja mam nadzieje, że będę mogła wrócić do tego pięknego kraju jeszcze tego roku.
|