Bardzo długo zbierałam się, żeby cokolwiek napisać, a gdy zaczynałam to od razu kasowałam, bo uważałam, że tekst ma masę błędów lub jest po prostu nudny.
W końcu się udało i z chęcią opowiem co nieco o Hong Kongu, bo pamiętam jak sama zastanawiałam się nad modelingiem i nad agencją, a po przeczytaniu wszystkich relacji, które pojawiły się na blogu zdecydowałam, że chce być w #8fimodelsmafia, bo podróże to to, co zawsze mnie interesowało :D
Okej, po kolei.
Telefon. Hong Kong?
Przez dwa i pół miesiąca? Zdana tylko na siebie? Pierwszy trzynastogodzinny lot? Czemu nie. Na to czekałam!
Spakowana i podekscytowana pojechałam na lotnisko. Pożegnałam się ze wszystkimi i nie ma co ukrywać, nie obyło się bez łez. Nigdy nie wyjeżdżałam na tak długo, ale wcześniejsze wycieczki trochę mnie przyzwyczaiły, nie ukrywam, lubię wyjeżdżać.
Hong Kong jest przepięknym miejscem. Wystarczy pół godziny i jesteś nad morzem albo na górskim szlaku albo na najwyższym szczycie w mieście i podziwiasz widoki. Widoki, które zapierają dech w piersiach. Co tu dużo gadać, wystarczy zobaczyć zdjęcia. I nie, tam nie śmierdzi i nie jest brudno, nie mam pojęcia dlaczego ludzie tak uważają. Ogromne wieżowce, nie jeden czy pięć tylko tysiące. Budynek, który ma dwa piętra? Nieee, to nie tutaj. Nie ma co porównywać któregokolwiek polskiego miasta do Hong Kongu.
Castingów nie było dużo, większość czasu spędzałam zwiedzając z koleżankami okolice, poznając inną kulturę i jedząc najlepsze (moim skromnym zdaniem) potrawy na świecie. Praca była przyjemnością, kilka godzin, podczas których jesteś traktowany jak stary przyjaciel. "Nie możesz pracować bez śniadania! Poczekaj chwilę, zamówię coś", "Jesteś głodna? A może chcesz przerwę? Nie ma problemu".
Okej, była i najdłuższa moja sesja, bo trwająca aż 13 godzin, ale spędzonych w takim towarzystwie, że zanim się obejrzałam to już byłam w mieszkaniu, a tam czekały na mnie najlepsze współlokatorki. I wcale nie jest tak, jak większość mówi, że np. „Rosjanki bałaganią”, u mnie dziewczyny nie zostawiały po sobie nawet brudnej szklanki. To po prostu zależy od charakteru, a nie od narodowości. :D
Ciężki był jedynie pierwszy tydzień. Nie znałam nikogo, moje współlokatorki nie znały angielskiego, nie wiem co robić, a za chwilę święta. Na szczęście po tygodniu przeniesiono mnie do innego mieszkania i potem wszystko już zleciało. Poznałam najlepszych ludzi, a po miesiącu przylecieli w odwiedziny moi rodzice. Najbardziej szkoda mi było mojego brata, ponieważ miał sesje i nie mógł przylecieć (uwaga dla studentów: radzę się uczyć na pierwszy termin :P). Nim się obejrzałam byłam już w domu, a teraz mija miesiąc od powrotu. Już po dwóch dniach w domu chciałam wrócić - nie ukrywam, Polska wydawałaby się nudna, gdyby nie moi przyjaciele tutaj.
Na koniec mogę powiedzieć, że moi rodzice stresowali się chyba bardziej ode mnie, ale była to naprawdę jedna z najlepszych wypraw mojego życia i gdyby ktoś teraz zadzwonił do mnie, że mam tam lecieć jeszcze raz to nie wahałabym się ani chwili.
Było warto.
Dziękuje za uwagę, Paula
Paula @ 8fi Model Management